CZY WSZYSTKO JEST SZTUKĄ, CZY SZTUKA JEST ŚWIĘTEM
 

W 1960 r. włoski artysta Piero Manzoni przedstawił dzieło pt. Oddech Artysty (Fiato d'Artista). Dzieło należało do serii eksperymentów, których tematem były "elementarne produkty artysty". Oddech artysty był serią czerwonych, białych i niebieskich baloników nadmuchanych osobiście przez twórcę. Miał być polemiką z ograniczonością fizyczności działa sztuki, a przez krytykę został uznany za "wzruszające memento mori". Czego by nie powiedzieć, była w tym nuta poezji.
W 1961 r. stworzył dzieło pt. Gówno Artysty (Merda d'Artista). Skladało się ono z 90 metalowych, sygnowanych puszek o wymiarach 4,8 x 6,5 cm, zawierających po 30 gramów osobistego "elementarnego produktu artysty" (freshly preserved, produced and tinned). Cenę podstawową puszki ustalono jako równowartość 30 gramów złota (w 1961 r. 37 dolarów), pozostawiając rynkowi ustalenie ceny rynkowej. Jeden ze współpracowników artysty twierdził, że w puszkach zamiast ekskrementów umieszczono piasek, ale informację zdementowała przyjaciółka Manzoniego, biorąca udział w ich produkcji, a dementi przyjaciółki zdementowali z kolei brat i siostra artysty. W tej części opowieści poezji jest już mniej, ale nie wykracza ona poza granice towarzyskiej zgrywy.
W maju 2007 r. dom aukcyjny SOtheby's sprzedał jedną z puszek za 124.000 euro. W paździrniku 2008 r. w tym samym miejscu puszkę nr 083 sprzedano zaś za 97.250 funtów.
Od 2000 r. Merda d'Artista jest wystawiane w londyńskiej galerii Tate Modern.
Czy istnieją granice pojęć sztuka, dzieło sztuki, artysta?

Czy są granice, których artyście przekraczać nie wolno, czy należy zaakceptować wszystko, co krytyka nazwie sztuką?

Czy pojęcie "dobrego smaku" jest już kompletnym anachronizmem?

Czy sztuka ma prawo obrażać i ranić?

Czy wolność artystyczna jest nieograniczona?

Czy każdy, kto nie godzi się na nieograniczoną wolność artysty jest kołtunem?

Czy pojęcie wolności wyklucza wolność do bycia kołtunem?

 

 

 
Formularz wysyłania wiadomości

Wasze komentarze:

marlakjohn (2013-02-08 11:28:41)

Ciekawy problem. Z którejkolwiek strony by nie podejść, zawsze gdzieś po drodzę trzeba pamiętać, że ludzie są różni, i dla jednych puszka z kupą może być manifestem, prowokacja, żartem, a dla innych niczym więcej, niż masą g*wna.
Osobiście jestem gdzies po środku. Dla mnie to, co zrobił Manzoni, to kwaśny komentarz na temat zadęcia rynku sztuki. Warto zauważyć, że dzieło zatytuował "Gówno artysty", a nie po prostu "Gówno". Myślę, że nie bez powodu.

W świecie dzisiajeszej sztuki prowokacja artystyczna stała się stałym elementem, nierzadko niezbędnym, by zmusić leniwego i przygłupiego odbiorce do samodzielnego myślenia krytycznego.
Studiując na wydziale artystycznym, wiem co mówię.
Z drugiej strony nie moge oprzeć się wrażeniu, że sami artyści bywają jak bezbronne dzieci, pozbawieni talentu, polotu i wytrwałości, nie zdolni do wartościowej kreacji. Zacytuję jednego z moich wykładowców " Gdy się nic nie potrafi, najlepiej zrzucić szmaty i wyjść na miasto".
I tak jak uważam, że wolność artystyczna powinna być nanaruszalna i nieograniczona przez dyplomatyczne cackanie się np.z czyimiś "uczuciami religijnymi", tak sztuka nie ma prawa fizycznie ranić. Zagłodzenie psa na potrzeby wielkiej sztuki, są sadyzmem, takim samym, jak świadome i celowe zagłodzenie, fizyczne zranienie, sprawienie bólu, komukolwiek.
Gdzieś pomiędzy autonomicznym, niezdefiniowanym tworem ludzkim, jakim jest sztuka a bezgraniczną wolnością stoi człowiek - zdolny nieść cierpienie innym istotom.
To tu jest granica dobrego smaku, czy też wolności artystycznej kreacji.

Szczupak (2013-02-08 21:30:59)

1. Proszę podać przykład, z ostatnich lat, prowokacji, która "zmusiła leniwego i przygłupiego odbiorcę do samodzielnego myślenia krytycznego". Na czym polegała ta prowokacja i do czego miała doprowadzić?
2. Czy odbiorca, który z prowokacji "nie skorzystał" jest z założenia leniwy i przygłupi?
3. Czy wszyscy ci ludzie (niezależnie od wieku, wykształcenia, rasy, przekonań politycznych, wyznania, koloru włosów itp.), którzy nie uważają prowokacji za najważniejszy cel w sztuce (czy też nie chcą być tresowani), ale oczekują od sztuki innych przeżyć - są leniwi i przygłupi?

marlakjohn (2013-02-11 11:27:56)

Przykład pierwszy z brzegu, jaki przychodzi mi do głowy (może już trochę "wyświechtany") to Piramida zwierząt Kozyry. Artystka posłużyła się drastycznymi środkami, by zwrócić uwagę na problem traktowania zwierząt przez człowieka. (Jeśli zabijanie zwierząt służy pragmatycznym celom człowieka, wszystko jest okej - jeśli nie, to już jesteśmy wielce oburzeni). Nie twierdzę, że popieram tego typu działania, ale efekt osiągnęła.

Odpowiadając na drugie pytanie muszę poprosić o skonkretyzowanie. Co oznacza, że nie "skorzystał" z prowokacji? Prowokacja to po prostu celowe działanie, polegające na zastosowaniu niekonwencjonalnych, czy też zaskakujących środków, by wywołać pewne reakcje. Bywa, że prowokują do myślenia, refleksji, co jest już jakąś wartością (może nie zawsze artystyczną), ale bywa też, że jest jedynie zabiegiem marketingowym. "Nie skorzystać" z prowokacji oznacza przejść obojętnie? - To również jest jakiś efekt. I wbrew pozorom bardzo budujący, bo wyrabia w odbiorcy zdolność odróżniania mądrej prowokacji, od pustego skandalu. Osobiście bardzo cenię ludzi, którzy posiedli takową umiejętność.

Co do trzeciego pytania (które samo w sobie miało chyba być prowokacją) - absolutnie nie. Osobiście nie należę do grona uważających, że prowokacja jest najważniejszym celem w sztuce (nigdy nie ośmieliłabym się na precyzowanie celu sztuki w ogóle).
Powyższa wypowiedź jest jedynie próbą zrozumienia pewnych zjawisk. Według mnie artysta chcący poruszać czasami sięga po prowokację, bo odbiorca jest, może nie głupi i leniwy (jak zgeneralizowałam wcześniej), lecz zobojętniony.

A teraz ja zadam pytanie, Drogi Szczupaku: czy uważasz, że każda prowokacja artystyczna jest jedynie tanim zabiegiem, wobec którego należy przejść pobłażliwym krokiem, kontynuując poszukiwania głebokich estetycznych przeżyć?

Szczupak (2013-02-12 01:34:21)

1. Piramida Kozyry składa się z dwóch elementów (chyba, bo na żywo nie widziałem) piramidy i telewizora, na którym jest wyświetlana jakaś jatka (jak u Eisensteina w Strajku). Zdrowemu psychicznie człowiekowi dla uzmysłowienia okrucieństwa, jakie zadaje się niepotrzebnie zwierzętom, wystarczy sam telewizor. Piramida sama nikomu nie skojarzy się z problemem. Nie skojarzy się z niczym - chociaż może się podobać jako obiekt (jeśli ktoś lubi jarmark). Z psychologicznego punktu widzenia ostrość przekazu osłabia. Zestawienie telewizora z piramidą jest pretensjonalne, bo sugeruje związek, którego nie ma (oczywiście każdy średnio bystry człowiek potrafi dorobić filozofię do wszystkiego). W jaki sposób piramida miałaby wzmocnić w widzu refleksję nad zbędnym okrucieństwem? To jest temat dla reportera i prokuratora. Oczywiście każdemu wolno robić co chce (oczywiście pozostaje otwarta kwestia - bardzo ważna - za czyje pieniądze). Poza tym nie wiem, czy chodzi o zabijanie zwierząt w ogóle, czy w celach spożywczych itd. itp. To są kwestie pozaartystyczne.
2. Przez "nie skorzystać" z prowokacji rozumiem zanegowanie samej idei prowokacji artystycznej. Bardzo niewielu artystów współczesnych może zaproponować cokolwiek, co wykracza poza przeciętność, a to dlatego, że wyjście ponad przeciętność wymaga ciężkiej pracy. Prowokacja jest łatwa. Co to za sztuka wsadzić krzyż w psią kupę. Każdy idiota to potrafi i na dodatek nie musi być odważny, bo wielu za to zdrowo zapłaci. Żenada. Artysta schodzi poniżej poziomu kataryniarza. Kataryniarz to brzmi dumnie. Sztuka musi imponować. Tak. Sztuka musi imponować. Nawet sztuka okrutna. Bacon był nieludzko okrutny, ale wobec siebie.
3. Tak, w dzisiejszych czasach każda prowokacja artystyczna jest tanim zabiegiem wykonywanym przez ludzi, którzy są przekonani, że dostaną za nią pieniądze z państwowej (albo partyjnej) kasy. Tu nie chodzi o prowokację jako taką - jeśli ktoś ma ochotę, proszę bardzo. Tu chodzi o zastępowanie działalności TWÓRCZEJ działalnością, czasami nawet pożyteczną, ale nie wymagająca kwalifikacji twórczych. To jest casus Josepha Beuysa i jego plastyki społecznej. Jakie to anachroniczne. Manifest Fluxusa śmierdzi na odległość naftaliną. W czym jeszcze chcą ci artyści prześcignąć pisuar Duchampa. Nie mają szans. Minęło prawie 100 lat. Świat pędzi do przodu, a prowokatorzy siedzą mentalnie na bicyklach. Czy to nie śmieszne? Nie, to żałosne. A tak naprawdę smutne jest to, że młodym ludziom wbija się do głów, że to jest sztuka. No, ale trzeba sobie wychować publiczność. Ktoś za to musi zapłacić. A przynajmniej musi trzymać język za zębami, gdyby przyszło mu do głowy powiedzieć, że on za to płacić nie chce. Trzymać język, żeby nie zostać nazwanym kołtunem. Coraz bardziej lubię kołtunów. Dzisiaj do kołtuństwa trzeba odwagi.

marlakjohn (2013-02-12 08:38:47)

Zgadzam się co do tego, że bardzo często artysta współczesny prowokuje, by prowokować, i nic więcej za tym nie idzie. Jak na samym początku napisałam "nie moge oprzeć się wrażeniu, że sami artyści bywają jak bezbronne dzieci, pozbawieni talentu, polotu i wytrwałości, nie zdolni do wartościowej kreacji". Co do tego, jesteśmy zgodni. Ja po prostu jestem daleka od generalizowania, brak mi zdecydowanej pewności, czy zawsze prowokacja to tanizna. Brak mi odwagi, by oceniać wszstkich za jednym zamachem.

"A tak naprawdę smutne jest to, że młodym ludziom wbija się do głów, że to jest sztuka. " - tu się nie zgodzę. Raczej uczy się nas gorzkiej oceny, wynikającej z analizy, i obserwacji przebiegu reakcji dzieło - odbiorca.
Raczej uczy się nas krytycyzmu, zdolności odróżniania pewnych wartości. Przynajmniej mnie tego uczono. Ale wpojono mi też, że sztuka nie jest jak program polityczny, który zawsze z góry coś zakłada, z góry coś osądza, i przewiduje. Sama nie potrafię jej sprecyzować, wolę pozostawić w pewnych kwestiach furtkę na wyjątki.

Pozdrawiam.

Szczupak (2013-02-12 23:39:19)

"Brak mi odwagi, żeby oceniać wszystkich za jednym zamachem". A mnie nie brak, bo już od dawna mnie to wkurza. Jeśli nie od stu lat, to przynajmniej od pięćdziesięciu, artyści nie pokazują już imponujących dzieł sztuki, ale wystawiają na pokaz własne flaki. Nie jestem anatomopatologiem, ale głowę daję, że 99% ludzi flaki ma niemal identyczne. Nie zaprzeczam, że często jest to ekspresja rozpaczy, ale wszyscy rozpaczaliśmy, rozpaczamy, albo będziemy rozpaczać. Coraz mniej mnie interesują flaki artysty i coraz rzadziej zdarza mi się trafić na coś, co mi zwyczajnie imponuje (nie chcę używać zbyt nadętej terminologii:). Ja mogę godzinę patrzeć na ręce grającego pianisty, nawet przy wyłączonym dźwięku. Ja takie ręce podziwiam i podziwiam takiego pianistę, bo nawet jeśli ktoś ma łatwość grania, jaką przypisywano Rubinsteinowi, to i tak swoje musiał odsiedzieć na czterech literach przy klawiaturze. No, chyba że klastery i sonory.
Proszę zwrócić uwagę, że np. muzycy, który przecież przechodzili przez wszystkie etapy awangardy, już dawno przestali "prowokować do myślenia". Oczywiście nikt z nich nie wie, jaka ma być muzyka przyszłości. Tego się nigdy nie wie. Jednak większość z nich szuka, z różnym skutkiem, ale szuka. Część z tych, którzy kiedyś "rzucili Europę na kolana" próbuje na stare lata pisać muzykę nadająca się również do słuchania, a nie tylko do oglądania na oscyloskopie. Coś w tym jest.
Dlaczego w tzw. sztukach plastycznych w dalszym ciągu odbiorcę traktuje się jak tresowanego szczura z pozycji tresera? Skąd u artystów przekonanie, że wiedzą lepiej? Czy to nie czkawka po wiecznym śnie o stworzeniu "nowego człowieka", bo ten realny jest stary i nie nadąża? Za czym?

Niebieska (2013-02-20 22:56:59)

Przepraszam jak można sie skontaktować z administratorem strony ?

Dodaj swój komentarz:

Podaj swój nick

Wpisz tekst: