WITAJ W DOBRYM TOWARZYSTWIE

dylematy współczesności

 

 

DYLEMAT 1

ADOPCJA DZIECI PRZEZ PARY HOMOSEKSUALNE

 

 

NA CZYM POLEGA FUNDAMENTALNA MANIPULACJA W SPRAWIE ADOPCJI DZIECI

Problem adopcji dzieci przez pary homoseksualne przedstawiany jest w tzw. "dyskursie społecznym" w formie pytania, które w ankiecie prowadzonej w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie brzmi: „Czy jesteś za możliwością adopcji dzieci przez pary homoseksualne”, ale jego sens lepiej oddaje inne, również spotykane sformułowanie: "Czy jesteś za przyznaniem parom homoseksualnym prawa do adopcji dzieci". Chodzi o prawo, którego domagają się homoseksualiści (a tak naprawdę występujący w ich imieniu politycy i działacze społeczni), a którego odmawia im nietolerancyjne społeczeństwo. Odmawianie komukolwiek prawa do posiadania dzieci traktowane jest jako naruszanie elementarnych praw człowieka.

Jest to postawienie problemu na głowie.

Manipulacja polega na tym, że w tej sprawie nie chodzi o czyjekolwiek prawo do adopcji dzieci, ale o całkowicie ignorowane, a podlegające szczególnej ochronie prawa dzieci.

W tej sprawie dziecko, które samo nie może swoich praw bronić, traktowane jest jak przedmiot - jak samochód, mieszkanie, kanapa.

Tymczasem przyznanie homoseksualistom prawa do adopcji dzieci musi prowadzić do łamania praw tych dzieci. Nie - może, ale - musi.

 

DLACZEGO ADOPCJA DZIECI PRZEZ HOMOSEKSUALISTÓW MUSI PROWADZIĆ DO ŁAMANIA PRAW DZIECKA

Dowód na to, że adopcja dzieci przez homoseksualistów musi prowadzić do łamania praw dziecka i deformowania jego psychiki jest czysto matematyczny i opiera się na założeniach głoszonych przez samych homoseksualistów.

1. Homoseksualiści twierdzą, że orientacja seksualna jest orientacją naturalną (czyli wrodzoną), że nie jest ona świadectwem jakiejkolwiek dysfunkcji psychicznej czy biologicznej i tej orientacji, jaką człowiek uznaje za (dla siebie) odpowiednią nie wolno w żaden sposób "korygować", a wszelkie próby tłumienia lub przekierowywania orientacji homoseksualnej na heteroseksualną są naruszaniem praw i godności człowieka i próbą deformowania naturalnych predyspozycji psychofizjologicznych.
Jest to stanowisko słuszne, bo dotyczy samooceny najbardziej indywidualnej i intymnej sfery ludzkiej psychiki.

2. Zgodnie z zasadą tolerancji i równoyprawnienia rozumowanie to musi obowiązywać w obydwie strony, to znaczy, że orientacja heteroseksualna podlega takiej samej ochronie i wszelkie próby jej zmiany pod wpływem wychowania, sytuacji kulturowych itp. należy uznać za niedopuszczalne deformowanie naturalnych, heteroseksualnych predyspozycji psychofizycznych.

3. Udział homoseksualistów w populacji określa się (w zależności od źródła) na 1-7%. Przyjęcie, że jest ich 10% uwzględnia z zapasem błąd statystyczny. Oznacza to, że na 10 dzieci jedno jest naturalnie homoseksualne, a 9 jest naturalnie heteroseksualnych.

4. Ewentualne twierdzenie, że nadreprezentacja heteroseksualistów może być wynikiem kulturowego formatowania dzieci naturalnie homoseksualnych nie daje się uzasadnić, można natomiast uzasadnić twierdzenie przeciwne.

Chodzi o to, że nauka nie odkryła dotychczas żadnego biologicznego parametru odróżniającego homoseksualistów od heteroseksualistów (tzw. genu homoseksualnego), a u małych dzieci, u których nie jest jeszcze rozbudzony popęd seksualny i które nie zostały jeszcze poddane wpływowi kulturowego otoczenia, określenie naturalnej orientacji nie jest możliwe. Jedynym punktem odniesienia może być świat zwierząt, w którym również działa popęd seksualny, ale w ogóle nie występuje formatowanie kulturowe - nawet u osobników dorosłych. Na dodatek samiec zwierzęcy (podobnie jak czlowiek pierwotny) nie ma najmniejszego pojęcia, że stosunek seksualny służy prokreacji i jest mu całkowicie obojętne, z kim osiąga seksualne zaspokojenie - z samicą, czy z innym samcem. Tymczasem natura ukierunkowała również samców zwierzęcych heteroseksualnie w tak znacznym stopniu, że homoseksualizm w świecie zwierząt nie występuje. Zdarzające się w świecie zwierząt przypadki homoseksualizmu są tak rzadkie, że można uznać je (w kategoriach statystycznych) za występujące w każdym gatunku powikłania, takie jak zdarzające się raz na milion narodziny dzieci syjamskich. Jednym słowem - formatujący wpływ kultury raczej sprzyja wzrostowi skłonności homoseksualnych, niż ich tłumieniu, a zatem przyjęty udział homoseksualistów jest raczej prze-, niż niedoszacowaniem.

5. Wynika z tego, że na każdych 10 przypadków adopcji dzieci przez pary homoseksualne tylko jedno dziecko trafi w środowisko zgodne z jego naturalnymi preferencjami, a w 9 przypadkach dziecko heteroseksualne znajdzie się w środowisku niezgodnym z jego orientacją i będzie poddawane deformowaniu jego naturalnych skłonności psychofizycznych.

Legalizacja prawa adopcji dzieci przez pary homoseksualne musi prowadzić w 90-ciu procentach przypadków do łamania podlegających ochronie praw adoptowanych dzieci heteroseksualnych.

Dlatego uczciwie postawione pytanie w omawianej kwestii adopcji dzieci powinno brzmieć:

"Czy jesteś za przyznaniem parom homoseksualnym prawa do zaspokajania własnych potrzeb kosztem łamania praw i deformowania naturalnej psychiki dzieci heteroseksualnych?"

Każdy ma prawo zająć w tej sprawie stanowisko wg własnego sumienia i zgodnie z własnym systemem wartości. Chodzi tylko o to, żeby każdy wiedział, do czego tak naprawdę przykłada rękę.

 

CZY DOPUSZCZALNE JEST WSZYSTKO, CO STAJE SIĘ NORMĄ

Teoretycznie można sobie wyobrazić, że propaganda w sprawie adopcji dzieci przez homoseksualistów odniesie sukces i w demokratycznym głosowaniu zostanie ono w Polsce zalegalizowane (najskuteczniejszym zresztą argumentem wobec zakompleksionego polskiego inteligenta jest to, że coś (cokolwiek) stało się normą na Zachodzie). Czy oznacza to, że demokratyczna decyzja powinna być bezwarunkowo zaakceptowana?

Z problemem tym zetknęli się Europejczycy w XVI wieku w kontaktach z kulturami, w których normą było składanie ofiar z ludzi i rytualne ludożerstwo i rozbiła się o niego infantylna koncepcja relatywizmu kulturowego. Takie dylematy dały początek teoriom tzw. wojny sprawiedliwej. Tego tematu nie będę rozwijał, ale sygnalizuję go, ponieważ stanowisko w kwestii adopcji dzieci przez homoseksualistów nie jest wyrawanym z kontekstu "wyborem indywidualnym", dotyczącym tego, kto je zajmuje, ale stanowiskiem decydującym o losie innych ludzi.

 

DECYDOWANIE W SPRAWIE WŁASNEJ I CUDZEJ

Każdy ma prawo do poszerzania obszaru własnej wolności i do poszerzanie obszaru wolności innych ludzi, o ile nie powoduje to łamania praw osób trzecich. Przyznanie homoseksualistom prawo do łamania praw dzieci hetereseksualnych jest po prostu zgodą na łamanie praw człowieka jako takich.

...

Na tym właściwie kończy się główna część tego tekstu, ponieważ wszelkie inne aspekty omawianej kwestii nie mają już żadnego znaczenia, o ile uznajemy zasadę ochrony praw człowieka.

Dalszy ciąg poświęcony innym aspektom, niestety znacznie groźniejszym. Wcześniej jednak warto zapoznać się z akcją przeprowadzoną w Museum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

 

OPIS ANKIETY W MUZEUM SZTUKI NOWOCZESNEJ W WARSZAWIE

W muzealnej toalecie umieszczono instalację zmuszającą osoby „w bezwzględnej potrzebie” do udziału w ankiecie i odpowiedź na pytanie: „Czy jesteś za możliwością adopcji dzieci przez pary homoseksualne”. Na drzwiach kabin umieszczono napisy: tak – nie – nie wiem. Głosuje się wybierając kabinę z odpowiednim napisem. Automat zlicza wejścia i wyświetla wynik na panelu umieszczonym przy wejściu do toalety. Udział w głosowaniu jest wymuszony – kto nie wejdzie do kabiny musi potrzebę fizjologiczną załatwić „na własną rękę”.

 

 

KONTEKST WŁASNY

Kwestia adopcji dzieci jest w ogóle sprawą bardzo delikatną, ponieważ dotyczy osób z definicji pokrzywdzonych przez los w najważniejszej sferze życia. Chodzi o faktyczne lub społeczne sieroty, czyli dzieci bez własnej winy pozbawione rodziny, czyli podstawowego warunku harmonijnego, szczęśliwego rozwoju. Adopcja dotyczy więc tych najintymniejszych sfer psychiki dziecka i przysposobionych rodziców.
Opisywana instalacja przenosi zajęcie stanowiska w tak „cienkiej” sprawie do wychodka i zmusza ankietowaną osobę do rozpatrywania tej kwestii pod presją fizjologicznego przymusu i w chwili, gdy zazwyczaj cała jej uwaga koncentruje się na kwestii skutecznego wypróżnienia.

 

KONTEKST ARTYSTYCZNY

 

Nie wiem, czy świadomie czy przypadkiem, instalacja stała się częścią innej, bieżącej ekspozycji zatytułowanej „Architektura cienia – szalety i bazary”. Jej tematem, oprócz mało zauważalnych bazarów, jest wypróżnianie. Obejrzeć można m.in. fotografię mężczyzny sikającego do pisuaru (na pisuarze umieszczono dowcipnie autograf Marcela Duchamp), serię fotografii pisuarów ze spływającym właśnie moczem, kabinę „konwersacyjną” z dwoma stojącym vis-a-vis klozetami (też dowcipne), oraz film przedstawiający stado panienek (chyba Azjatek) z czerwonymi wiadrami na głowach, goniącymi po wielkim wychodku uciekającego chłopaka z czapką w kształcie penisa na głowie (o ile dobrze zrozumiałem). W ulotce-plakacie czytamy m.in.:
„Wystawa i towarzysząca jej publikacja są okazją do snucia scenariuszy przyszłości, w której sacrum miesza się z profanum, a to, co nieformalne, brudne i tabuizowane powraca uwznioślone w glorii i chwale.”
„W krótkiej rozprawie na temat ideologii i toalet Slavoj Żiżek odkrywa przed nami związek między kształtem muszli klozetowej a ustrojem polityczny,”.
I rzeczywiście - Slavoj Żiżek we własnej osobie odkrywa powyższe, wyświetlony „life” na ścianie toalety.
Dzieła nie są podpisane. Nazwiska autorów wyliczone są hurtem, jak „składniki” ma etykiecie mielonki tyrolskiej. Z wielkim trudem można ich skojarzyć z dziełami, ale i po co – czym różni się indywidualność artysty fotografującego pana sikającego do pisuaru od indywidualności artysty fotografującego mocz płynący w pisuarze? Artyści nie mają znaczenia, są dostarczycielami surowca „powracającego uwznioślonym w glorii i chwale”. Nową wartość tworzą z nich kuratorzy.

 

KULTURA FEKALNA - KULTURA UPOKORZENIA

Cechą charakterystyczną sztuki nowoczesnej była eksploatacja brzydoty (część ekspresjonizmu), ale jej eksponowanie miało jeszcze walor estetyczny, ponieważ naruszało wrażliwość "akademicką", uznającą idealny wzorzec piękna. Cechą charakterystyczną sztuki współczesnej jest upodobanie do fizjologii, wypróżniania, fekaliów. Nieprzypadkowo Marcel Duchamp, chcąc zniszczyć sztukę tradycyjną i upokorzyć "filistra" ustawił na piedestale pisuar, nieprzypadkowo Wiedeńscy Akcjoniści smarowali się własny kałem na wiedeńskim uniwersytecie i nieprzypadkowo ich współcześni pogrobowcy z Muzeum Sztuki Nowoczesnej pokazują publiczności "architekturę cienia".

Podobno na XVI-wiecznym dworze angielskim królowa załatwiała potrzeby fizjologiczne podczas audiencji siedząc na fotelu mieszczącym tzw. naczynie nocne, a dworzanie musieli udawać, że tego nie widzą. Podobno na dworze Ludwika XIV, na którym obowiązywała rygorystyczna wręcz etykieta, jedyną osobą uprawnioną do ostentacyjnego "puszczania bąków" nawet przy wspólnym stole był sam król, a dworzanie wystrojeni w peruki i wstążki również musieli udawać, że nic się nie stało. Taka "klasowa" demonstracja fizjologii miała czytelny cel - wywyższała króla i upokarzała poddanych. Nikt nie mógł pozwolić sobie na to, żeby powiedzieć królowi, że jest zwykłym chamem. To znaczy - każdy mógł sobie na to pozwolić, ale gdyby tak zrobił, przestałby należeć do dworu i otrzymywać królewskie łaski. Właśnie ta paraliżująca świadomość była źródłem najwyższego upokorzenia.

Szczególne zainteresowanie "problematyką wydalniczą" jest traktowane przez współczesną psychologię jako zaburzenie psychiczne (koprofagia, koprolalia), a łączenie jej z seksem za zaburzenie preferencji seksualnych (koprofilia). Kiedyś takie zaburzenia nazywano dewiacjami lub zboczeniami, teraz nazywa się je parafiliami. Odchody mają swoje miejsce w kulturowej symbolice rozumianej nawet przez ludzi negujących kulturę, dlatego ktoś, kto chce obrazić czyjeś uczucia wsadza narodową flagę nie w tort, ale w psią kupę. Wydaje się, że jedną z cech rozwoju człowieka od pierwotnego stanu przedkulturowego było poświęcania coraz większej uwagi pracy twórczej, a nie wydalniczej. Na oglądanie odchodów człowiek i tak i tak skazany jest przez biologię i produkcja dzieł je przedstawiających wskazywałaby raczej na problem psychiczny...

Jaki więc cel może przyświecać kuratorom sztuki współczesnej, żeby w środku milionowej metropolii, w muzeum wyposażonym w najnowocześniejszą technikę, obok dobrze zaopatrzonego baru i jeszcze lepiej zaopatrzonej księgarni (tzn. oferta tej księgarni jest merytorycznie żenująca, ale jakość druku wspaniała) prezentowali oni cywilizowanym, młodym ludziom fotografie przedstawiające pisuary ze ściekającym moczem? Przecież nie robią tego bez sensu i celu.

A co może powodować, że młodzi, cywilizowani ludzie albo te fotografie oglądają, albo przechodzą obok nich obojętnie, albo siedzą sobie spokojnie i piją kawę i nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby wysłać muzealnych kuratorów do diabła.

Odpowiedź na to pytanie ułatwi jeszcze jedno pytanie pomocnicze - czy ci młodzi ludzie wyposażając swoje mieszkanie powiesiliby w nim na ścianie dzieło przedstawiające naturalistyczny obraz pisuarów z ociekającym moczem i chcieliby, żeby odwiedzający ich goście podziwiali to dzieło jako wyraz ich mentalności i estetycznego gustu?
Otóż założę się o każde pieniądze, że ludzie, którzy takie dzieło wprowadziliby do własnej przestrzeni życiowej, aranżowanej naprawdę zgodnie z własnym smakiem i wrażliwością, stanowiliby bardzo niewielki procent i najprawdopodobniej dzieł takich nie zawiesiłaby w prywatnych mieszkaniach większość kuratorów wystaw z Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

 

KTO KOMU I W JAKIM CELU PREZENTUJE SZTUKĘ FEKALNĄ

Jeśli w ostatnim zdaniu mam rację (a jeśli ktoś uważa inaczej, niech się przejdzie po mieszkaniach młodych, naprawdę wykształconych ludzi), to znaczy, że sztuka prezentowana we współczesnych galeriach nie jest sztuką wyrażającą ideologię i gust młodej publiczności tych galerii. TO NIE JEST ICH SZTUKA i gdyby ktoś namawiał ich do jej zawieszenia we własnym świecie, zapewne by zaprotestowali. Dlaczego więc akceptują tę sztukę w galeriach?

Mechanizm zjawiska trafnie wyjaśnia marksistowska teza, że sztuka jest wyrazem ideologii klasy panującej, a jeszcze lepiej postmarksistowska teoria Antonio Gramsciego o hegemonii w kulturze, która mówi, że trwałą władzę może sprawować ten, kto taką hegemonie zdobędzie. Ta zasada, opisana przez marksistów, chociaż zastosowana po raz pierwszy świadomie przez Kontrreformację, sprowadza się do osiągnięcia symbolicznej przewagi powodującej podświadome podporządkowywanie się woli hegemona. Przewagę tę można jednak osiągnąć na dwa zupełnie różne sposoby. Jeden buduje pewną hierarchię aspiracji i powoduje, że kultura hegemona imponuje poddanym, którzy starają się mu dorównać (naśladować go). Druga nastawiona jest na poniżenie poddanych i pozbawienie ich zdolności oporu. W każdym przypadku strona dominująca może narzucić stronie zdominowanej własną wolę, jednak w drugim przypadku obronny mechanizm psychologiczny powoduje racjonalizację upokorzenia i uznanie podporządkowania za suwerenną decyzję. I znowu należałoby przywołać jako ilustrację tematu pracę z 1936 r. Ericha Fromma, Herberta Marcuse i Maxa Horkheimera na temat zjawiska autorytetu.

Sztuka współczesna prezentowana jest szerokiej publiczności po to, żeby kształtowała jej psychikę w sposób zgodny z celami mecenasa reprezentowanego przez kuratorów wystaw. Ustawiczne prezentowanie sztuki angażującej uwagę widza na sferze fizjologii, fekaliów, brudu, destrukcji i brzydoty powoduje jego psychiczną destrukcję i umożliwia narzucenie mu pożądanych wzorców zachowań i poglądów.

 

RUCH NA RZECZ LEGALIZACJI PEDOFILII

W 1975 r. w telewizji francuskiej odbyła się debata między gwiazdą ówczesnej filozofii Michelem Foucault, a gwiazdą ówczesnej semiotyki Naomem Chomsky'm na temat głównych problemów współczesności. Zdaniem Michela Foucault cała rzeczywistość jest jednym wielkim systemem opresji i przemocy i wszystkie przejawy życia indywidualnego i społecznego służą zdobyciu dominacji (mężczyzny nad kobietą, rodziców nad dzieckiem, przełożonego nad podwładnym, państwa nad obywatelem, państwa nad innym państwem itd.). Rewolucyjność przedstawionych w innych dziełach poglądów Foucault polegała na tym, że walka o dominację była jednym z dwóch aspektów życia, poza którymi nie ma nic. Aspektem drugim jest dążenie do przyjemności (jest to jedyny stan pozytywny i nieredukowalny), której podstawowym źródłem jest seks, ale nieuchronną konsekwencją tych dwóch aspektów jest ich bezpośrednie połączenie - przyjemność seksualną można osiągnąć tylko w relacjach opartych na dominacji. Stąd tylko krok do pojęcia sadomasochizmu. Foucault był ekspertem w tych sprawach, ponieważ doświadczenia gromadził m.in. w hamburskich i kalifornijskich sadomasochistycznych i homoseksualnych łaźniach i domach publicznych. Sadomasochizm jest zresztą tematem powracającym regularnie w filozofii antykultury - Erich Fromm określił kulturę jako formę homoseksualnego sadomasochizmu (oczywiście była to tylko metafora), a główne dzieło teorii krytycznej "Dialektyka oświecenia" opiera się na analizie Odysei Homera i Julietty markiza de Sade.

W 1977 r. grupa francuskich intelektualistów lewicowych, m.in. Michel Foucault, Jean-Paul Sartre, Simone de Beauvoir, André Glucksmann, Roland Barthes, Guy Hocquenghem, Jean Danet, Alain Robbe-Grillet, Philippe Sollers, Françoise Dolto, zwróciła się do parlamentu francuskiego z petycją o dekryminalizację wszelkich (tzn. również homoseksualnych) stosunków seksualnych między dorosłymi i dziećmi poniżej tzw. wieku zgody, wynoszącego wówczas we Francji 15 lat. W 1978 r. w radio France Culture wyemitowano dyskusję z udziałem Foucault, Hocquenghema i Daneta przedstawiająca argumenty za legalizacją pedofilii. W 1979 r. we francuskich pismach Le Monde i Liberation ukazały się listy otwarte intelektualistów w sprawie uwolnienia osób uwięzionych za gwałt na nieletnich.

Ruch na rzecz legalizacji pedofilii jest szeroki i dobrze zorganizowany i - przypadkiem czy nie - cieszy się wszędzie wsparciem ideologicznej lewicy. Pod tym adresem można znaleźć listę najważniejszych organizacji działających na rzecz legalizacji i promocji pedofilii. W 2013 r. w Niemczech wybuchł skandal po przyznaniu prestiżowej Theodor-Heuss-Preis niemieckiemu europarlamentarzyście i byłemu przywódcy studenckiej rewolty paryskiej 1968 r. Danielowi Cohn-Bendit, gdy ujawniono filmowy wywiad, w którym Cohn-Bendit opowiadał o fascynujących doświadczenia seksualnych z pięcioletnią dziewczynką, z czasów, gdy pracował jako wychowawca w przedszkolu. Przy okazji ujawniono również wsparcie, jakiej w wypromowaniu niemieckiej partii Zielonych miało tamtejsze środowisko pedofilskie (niedawno Zieloni nawet za to publicznie przepraszali).

 

JAKI ZWIĄZEK MA ADOPCJA DZIECI PRZEZ HOMOSEKSUALISTÓW Z PEDOFILIĄ

Propaganda w sprawie legalizacji pedofilii opiera się na argumencie, że nie powinien być karany czyn dokonywany za zgodą osób zainteresowanych, czyli że dopuszczalny powinien być seks dorosłych z dziećmi bez względu na wiek, o ile dziecko się na to godzi. Brzmi to pięknie, problem jednak w tym, że dziecko nie jest w stanie przewidzieć skutków swojej zgody, a zgodzić na seks może się np. dlatego, że dostało torbę cukierków albo nowy komputer. Człowiek dorosły ma nieograniczoną możliwość manipulowania dzieckiem, żeby skłonić je do zgody na coś, czego dziecko nie rozumie. "Zgoda" na seks ze strony kilku- czy nawet kilkunastoletniego dziecka jest wyrazem chęci otrzymania nagrody, a nie wyborem podejmowanym z wiedzą o jego konsekwencjach. Właśnie dlatego czyny przestępcze dokonywane przez dzieci sądzone są według innych zasad, uwzględniających brak, albo ograniczenie odpowiedzialności dziecka za to, co robi. Używanie takiego argumentu jest więc czystą hipokryzją.

W homoseksualizmie seks z definicji nie może mieć żadnego związku z prokreacją, a więc jego jedyną funkcją jest przyjemność. Adopcja dzieci wiąże się z uzyskaniem nad nimi tzw. władzy rodzicielskiej, w tym uprawnienia do egzekwowania posłuszeństwa i to władzy, w którą nie mogą ingerować osoby postronne, o ile nie dochodzi do jawnego łamania prawa. Rodzice (i rodzice przysposobieni) maja prawo przebywać z dziećmi bez ograniczeń czasowych w zamkniętych pomieszczeniach, bez nadzoru i w nocy. W takiej sytuacji musi pojawić się pytanie - co miałoby powstrzymać pedofila przed skorzystaniem z takiej okazji, gdy ma wydane na jego łaskę i niełaskę w gruncie rzeczy obce i bezbronne dziecko?

Odpowiedź, że poszanowanie praw człowieka uznać należy za kpinę, ponieważ na samym początku wykazałem, że domaganie się samego prawa adopcji dzieci przez homoseksualistów jest domaganiem się prawa do łamania praw dziecka.

Nie ma żadnych możliwości udowodnienia, że legalizacja adopcji dzieci przez homoseksualistów jest stworzeniem możliwości bezkarnego uprawiania pedofilii. Niestety, o tym będzie można przekonać się po fakcie.

 

TEORIOKRYTYCZNE PODSTAWY WYKORZYSTANIA MNIEJSZOŚCI SEKSUALNYCH JAKO "NOWEGO PROLETARIATU" W REWOLUCJI KULTUROWEJ

Teorię krytyczną opracował w latach 1935-36 i opublikował w 1937 r. dyrektor frankfurckiego Instytutu Badań Społecznych Max Horkheimer. Teoria ta powstała jako uzasadnienie opracowywanej równocześnie teorii rewolucji seksualnej, jako odpowiedź na kryzys światowego ruchu komunistycznego, który po I wojnie światowej i rewolucji bolszewickiej utracił poparcie proletariatu przemysłowego. Głównym problemem komunistów dążących do obalenia istniejącego systemu kapitalistycznego było pytanie - jaka siła społeczna jest w stanie przeprowadzić rewolucję, skoro proletariat przemysłowy odmówił współpracy, a nawet stał się wrogiem rewolucji ("zmieszczaniał"). Na podstawową siłę, która miała rozsadzić tradycyjny system wychowania (będący podstawą każdego systemu) wybrano młodzież, a metodą rozbijającą podstawę systemu, czyli rodzinę miała być seksualizacja młodzieży i rozniecanie konfliktów między dziećmi, a rodzicami. Na siłę, która w naturalny, ale świadomy sposób dąży do rozbicia systemu i zmiany status quo wybrano "mniejszości", ponieważ to one w każdym społeczeństwie stanowią margines, zawsze korzystać muszą z tolerancji, a więc zawsze są zagrożone nietolerancją i one podlegają "wykluczeniu", które stało się jedną z najmodniejszych mantr współczesnej antykultury.

Połączenie rewolucji seksualnej z "mniejszościami" prowadzi logicznie do "mniejszości seksualnych", które najlepiej nadają się na siłę rewolucyjną, ponieważ to one zawsze pozostawały w organicznym konflikcie z normami społecznymi i miały niewyczerpany potencjał rewolucyjny. Rozsadzające społeczeństwo konflikty między większością a mniejszościami można rozniecać, ale w wielu przypadkach taktyka taka ma swoje ograniczenia. Trzeba przy tym uczciwie przyznać (co zresztą w wielu miejscach silnie podkreślam), że zarzuty formułowane szczególnie przez marksistowskich krytyków społeczeństwa kapitalistycznego były często całkowicie uzasadnione co do opisu rzeczywistości (co nie zmienia faktu, że jej interpretacja była już podporządkowana absurdalnej ideologii). Tak więc słusznie napiętnowana dyskryminacja rasowa została zlikwidowana formalnie i rozpoczął się proces jej przezwyciężania na płaszczyźnie kulturowej i cywilizacyjnej. Podobnie znacznie zwiększyła się społeczna akceptacja osób niepełnosprawnych (to jest chyba największe osiągnięcie), oraz ogólna gotowość społeczeństwa do akceptowania różnego rodzaju odmienności obyczajowych i kulturowych. Fatalnym skutkom, jakie powoduje polityka tzw. multi-kulti poświęcę odrębny tekst i tutaj tematu rozwijać nie będę.

Również homoseksualiści cieszą się obecnie pełną tolerancją, co oczywiście nie oznacza ich pełnej społecznej akceptacji, ale konflikty pojawiają się przede wszystkim wtedy, gdy kwestia homoseksualizmu jako osobistej preferencji seksualnej jest wykorzystywana przez ideologów i polityków do podważania norm obowiązujących w życiu społecznym. O ile jednak społeczeństwo heteroseksualne nie może przyznać homoseksualistom wszystkich praw, jakich się oni domagają (np. prawa łamania praw dzieci heteroseksualnych) i pewne kwestie pozostaną przedmiotem konfliktu interesów, o tyle likwidacja napięć między większością a mniejszościami na pewno nie leży w interesie "sił rewolucyjnych".

W interesie sił rewolucyjnych leży zawsze podsycanie konfliktów społecznych, a najlepszym sposobem na tworzenie i podsycanie konfliktów między homoseksualistami a większością heteroseksualną jest stawianie żądań, jakich ta większość spełniać nie powinna (np. przyznanie prawa do łamania praw dzieci heteroseksualnych). Zawsze i w każdej dziedzinie można domagać się praw, bez względu na to, czy i jak są one uzasadnione i zawsze, gdy tych praw się odmawia, można zgłosić protest przeciwko ograniczaniu praw.

 

INSTRUMENTALIZACJA HOMOSEKSUALIZMU I HISTORYCZNE PRZYKŁADY JEJ SKUTKÓW

Prawdopodobnie nie ma wiarygodnych badań określających, jaki procent homoseksualistów domaga się rzeczywiście prawa adopcji dzieci. Takie wiarygodne badania trudno byłoby przeprowadzić chociażby z tego względu, że większość ludzi na pytanie, czy chcieliby mieć jakieś dodatkowe prawo odpowie pozytywnie. Po prostu lepiej mieć prawo, niż go nie mieć. Pewne jest natomiast, że walka o przyznanie takiego prawa homoseksualistom jest w interesie polityków, którym brak zaplecza w społecznej większości. Ta większość jest zresztą zwykle politycznie mało aktywna, tak więc nagranie kilku filmów na temat pragnących dzieci homoseksualistów, wskazanie (zresztą zgodne z prawdą), że większość nie chce im tego prawa przyznać, jest doskonała podstawą do tworzenia atmosfery nietolerancji wobec mniejszości, która zmobilizowana, stanowić może istotną siłę polityczną, zmultiplikowaną cenzurowanym przekazem w głównych mediach.

Instrumentalne wykorzystanie mniejszości, w tym przede wszystkim mniejszości seksualnych należy do taktyki "dziel i rządź", jest znane i praktykowane od dawna i zawsze kończyło się tak samo. Tematu rozwijać nie będę, bo literatura jest dostępna. Przedstawię tylko jeden wątek.

W Rosji car Piotr Wielki wprowadził w 1716 r. prawny zakaz homoseksualizmu w armii (praktycznie nie egzekwowany). W 1832 r. car Mikołaj I wprowadził nowy przepis szczegółowo regulujący jakie formy stosunków homoseksualnych są dopuszczalne, a jakie nie. Do czasów rewolucji homoseksualizm był tolerowany w niektórych środowiskach, szczególnie w środowisku artystycznym. Przykładem może być Sergiusz Diagilew i jego zespół. Gubernator Moskwy Książę Sergiusz Romanow był jawnym homoseksualistą i to zapewne sprzyjało tolerowaniu homoseksualizmu w tzw. wyższych sferach. Przez większość społeczeństwa homoseksualizm traktowany był jako wyraz zepsucia, chociaż w Moskwie i Petersburgu działały oficjalnie homoseksualne domy publiczne.

Po rewolucji, wraz ze zniesieniem carskiego prawa zniesiono również ograniczenia dotyczące homoseksualizmu. O wiele większe znaczenie miała rewolucja seksualna prowadzona tam najpierw przez Aleksandrę Kollontaj, chociaż akurat homoseksualizm traktowany był przez propagandę ambiwalentnie i nie wiedziano, czy traktować go - podobnie jak tzw. wolną miłość jako "wolnościowy taran" rozbijający burżuazyjną mentalność, czy jako symbol moralnego upadku arystokracji. W rezultacie nie było spójnej polityki w tej sprawie i stolicy urządzano odpowiedniki dzisiejszych "parad miłości" promujących wolny seks heteroseksualny, a w Azerbejdżanie, Uzbekistanie i na Kaukazie szybko wprowadzono zakaz homoseksualizmu ze względu na odmienne tradycje i słabszą pozycję bolszewików. W samej Rosji rewolucja "tradycyjna" rewolucja seksualna osiągnęła znaczne rozmiary i była połączona z wprowadzaniem komun mieszkaniowych, w których obowiązywała również wspólnota seksualna. Komuny takie bardzo popierał Wilhelm Reich, twórca freudomarksizmu i teorii rewolucji seksualnej, ale akurat gdy osiągała ona w Rosji swój szczyt, została stłumiona przez Stalina.

W 1933 r. w Związku Radzieckim wprowadzono artykuł 121, na mocy którego homoseksualizm karany był karą do pięciu lat więzienia lub robót przymusowych (łagier), z zamianą na przymusowe leczenie psychiatryczne. Przepis obowiązywał do 1993 r. i w tym okresie skazano z tego artykułu 60-250.000 osób (brak dokładnych danych). Wprowadzenie tych restrykcji nie było jednak wynikiem zmiany stosunku do homoseksualizmu, ale odwołania rewolucji seksualnej jako takiej, to zaś miało przyczyny społeczne i gospodarcze. Po prostu społeczeństwo, w którym dojrzewało już pokolenie wychowywane w "nowym duchu" (mowa o latach trzydziestych, kiedy dorastali ludzie wychowywani już po rewolucji) okazywało się społeczeństwem niezdolnym do pracy, a Rosja lat 30-tych szykowała się już do kolejnej wojny.

Podobne procesy miały miejsce w Europie zachodniej i w 1935 r. w gazecie francuskich komunistów L'Humanite zaczęły ukazywać się apele nawołujące do zakończenia rewolucji seksualnej wobec grożącej Francji klęski demograficznej. Brzmią one identycznie, jak bieżące apele polskiej prawicy w sprawie ujemnego przyrostu naturalnego, ale wówczas ogłaszali je sami komuniści (więcej na ten temat w historii antykultury).

O czym świadczą opisane fakty. Otóż każdej ideologii dążącej do rozbicia istniejącego systemu potrzebne są siły system ten rozbijające, a ponieważ najłatwiej skonfliktować z systemem mniejszości seksualne, homoseksualiści najlepiej nadają się do instrumentalnego wykorzystania. Kiedy jednak stary system zostanie rozbity, musi nadejść moment, gdy trzeba rozpocząć budowę nowego systemu, a jeśli wcześniej rozbudziło się nieuzasadnione roszczenia mniejszości i chciałyby one domagać się ich zaspokojenia, najprostszym sposobem rozwiązania problemu jest wsadzenie tych mniejszości do więzień i obozów. Nie tylko, że nie będą przeszkadzać, ale jeszcze będą musiały pracować.

 

APEL DO HOMOSEKSUALISTÓW O OPAMIĘTANIE

Najtragiczniejsze w omawianej sprawie jest to, że o tzw. prawa homoseksualistów upominają się najczęściej politycy, którzy w ordynarny sposób ludzi tych eksploatują. Tylko znikoma ich część to homoseksualiści. Nawet najostrożniej licząc w Polsce jest ok. miliona osób o orientacji homoseksualnej, które żyją, pracują i cieszą się sympatią i szacunkiem otoczenia, jeśli na tę sympatię i szacunek zasłużyli sobie działalnością "seksualnie obojętną". Czy Jerzy Waldorff nie cieszył się autentycznym szacunkiem społecznym?

Tymczasem w telewizji, mediach drukowanych i na różnego rodzaju paradach widać ciągle te same twarze, budujące w oczach większości społeczeństwa obraz homoseksualisty, którego jedyną kulturową propozycją jest obsikiwanie krucyfiksu. Ludzi podobnych do Waldorffa tam nie widać. Nie można się więc dziwić, że większość kształtuje swój stosunek do homoseksualistów odpowiednio do tego obrazu.

Jeśli w Polsce dojdzie do legalizacji prawa adopcji dzieci przez homoseksualistów i jeśli prawa nawet niewielkiej liczby heteroseksualnych dzieci będą łamane przez niewielką grupkę degeneratów (bo degeneraci zdarzają się w każdej grupie społecznej), to za ich polityczny sukces zapłacą społeczną niechęcią wszyscy inni homoseksualiści. Tak, jak w Rosji zapłacili za seksualną rewolucję bolszewików.

 

 

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ

formularz wkrótce...