WITAJ W DOBRYM TOWARZYSTWIE

dylematy współczesności

 

 

DYLEMAT 2

DEINDUSTRIALIZACJA

 

 

fot. Beata BiernatDeindustrializacja to pojęcie popularne w socjologii od lat 90-tych XX wieku. Obejmuje ono proces ograniczania lub likwidacji przemysłu (szczególnie ciężkiego i wydobywczego), rozwijanie sektora szeroko rozumianych usług, oraz związane z tym zmiany w strukturze zatrudnienia, oraz znacznie głębsze przemiany ludzkiej mentalności, polegające na zaniku typowego dla epoki przemysłowej etosu pracy.
Deindustrializacja jest faktem, tzn. wymienione procesy mają rzeczywiście miejsce, istnieje jednak pewien wątpliwy jej aspekt. Chodzi o to, czy jest ona procesem naturalnym, czyli wynikającym z wewnętrznych przemian cywilizacyjnych, jakie doprowadziły np. do powstania systemu kapitalistycznego - a więc procesem społeczno-ekonomicznym – czy też wynikiem świadomie prowadzonej inżynierii społecznej, a więc procesem społeczno-politycznym.
Odpowiedź na to pytanie jest istotna, ponieważ ludzie na ogół nie mają wpływu na procesy społeczno-ekonomiczne i ich skutki stwierdzają „po fakcie”, natomiast mają wpływ na procesy społeczno-polityczne, tzn. mogą je akceptować i przyspieszać, albo nie akceptować i się nim przeciwstawiać.

Poniżej postaram się uzasadnić tezę, że deindustrializacja jest świadomie prowadzonym procesem politycznym należącym do tzw. inżynierii społecznej, a jej celem jest pozbawienie społeczeństw możliwości samoorganizacji i oporu przeciwko ekonomicznemu wyzyskowi.

 

NA CZYM OPIERA SIĘ TEORIA DEINDUSTRIALIZACJI

Teoria opiera się na kilku założeniach:
Do tej pory produkcja wymagała zaangażowania ludzkiej pracy fizycznej i intelektualnej, oraz bazy przemysłowej skupiającej w zakładach pracy znaczne zespoły wykwalifikowanych i zdyscyplinowanych pracowników. Obecnie ludzi wyręczają automaty zwalniając ich z tych obowiązków.
Postęp technologiczny gwarantuje produkcję ilości dóbr wystarczającej do zaspokojenia wszystkich potrzeb (dobrobyt), a nadmierna produkcja prowadzi do tzw. konsumpcjonizmu,
Zmniejszenie zapotrzebowania na pracę produkcyjną powiększa ilość wolnego czasu, umożliwiając ludziom poświęcenie uwagi innym aktywnością i zaspokajaniu innych (wyższych) potrzeb,
Zaspokajanie tych potrzeb wymaga nie produkcji dóbr, ale świadczenia usług, a zatem powoduje zanik sfery produkcji i wzrost sfery usług.
Zmiana w strukturze zatrudnienia powoduje zmianę w strukturze wykształcenia, czyli zanik kształcenia w zawodach przemysłowych.

 

GDZIE LEŻY BŁĄD

U podstaw przedstawionego rozumowania kryją się inne, starannie przemilczane, a całkowicie błędne założenia.

1. Przemysł może osiągnąć i utrzymać optymalny stan rozwoju gwarantujący produkcję dóbr optymalnie zaspokajających ludzkie potrzeby.

Jest to oczywista nieprawda:
Poziom współczesnego przemysłu produkującego dobra konsumpcyjne jest wynikiem wielu czynników, z których najważniejszy jest ten, że przemysł „konsumpcyjny” opiera się na technologiach powstających w przemyśle obronnym i stopniowo przekazywanym do sektora produkcji „cywilnej”. Komputery, łączność satelitarna, nawigacja morska i lotnicza, telefonia komórkowa, tranzystory, obwody scalone powstały albo zostały rozwinięte na potrzeby przemysłu obronnego. Współczesny superlekki rower turystyczny produkowany jest z materiałów, które najpierw znalazły zastosowanie w lotnictwie wojskowym. Tematu nie ma sensu rozwijać, jest on powszechnie znany – tym bardziej dziwi jego pomijanie w tym kontekście.
Mechanizmy postępu technicznego opisywano tworząc różne modele. Najpopularniejsze to model węgiersko-amerykańskiego ekonomisty Nicholasa Kaldora (1908-1986), model Karroda-Domara, opracowany niezależnie przez angielskiego ekonomistę Roya F. Harroda (1900-1978) i amerykańskiego ekonomistę Evseya D. Domara (1914-1997), czy model Amerykanina Roberta Solowa (1924).
Ze wszystkich analiz ekonomicznych, socjologicznych i psychologicznych wynika, że nie jest możliwe osiągnięcie określonego poziomu technologicznego (mówiąc ogólniej pewnego sposobu produkcji), uznanie go za optymalny, ”zamrożenie” i utrzymanie w nieskończoność. Nawet utrzymanie pewnych parametrów produkcji na stałym poziomie wymaga nieustannego postępu, chociażby dlatego, że źródła surowców i energii się wyczerpują i technologia obiektywnie „sprawna” po prostu staje się nieprzydatna.
Przyjęcie założenia, że sfera produkcyjna może się nie rozwijać i pozostać wydajna jest wmawianiem publiczności nieprawdy, czyli jej ogłupianiem.

2. Postęp technologiczny i struktura konsumpcji zmniejsza zapotrzebowanie na produkty materiało- i energochłonne – co likwiduje zapotrzebowanie na przemysł ciężki.

Jest to oczywista nieprawda:
W 2013 r. na świecie wyprodukowano 87,3 milionów samochodów. Obecny średni wzrost wynosi ok. 4% rocznie. W 2017 r. ma ona przekroczyć 100 mln. W 2014 r. w Chinach wyprodukowano ok. 20 mln samochodów. W Wielkiej Brytanii i USA odtworzono poziom produkcji sprzed kryzysu 2008 r. Wzrasta również ich produkcja w Hiszpanii, chociaż spada we Francji, Włoszech i Brazylii.
Nawet w krajach wysokorozwiniętych zwiększa się konsumpcja dóbr „ciężkich”, nie mówiąc o większości świata żyjącej w oczywistym niedostatku dóbr podstawowych – transportu kolejowego i samochodowego, budynków, dróg, mostów itp.
Konsumpcja większa od ekonomicznie uzasadnionej jest również warunkiem wolności, co wyjaśnia przykład:
Jeśli dziesięciu kierowców samochodów chce jechać w dziesięciu różnych kierunkach (zgodnie z ich wolą) to wiozą oni ze sobą 40 wolnych miejsca pasażerskich (przeciętny samochód mieści czterech pasażerów). Tych 10 kierowców można zmieścić w jednym mikrobusie, co oczywiście zmniejsza zapotrzebowanie na samochody i obiektywne marnotrawstwo, ale wtedy nie może być mowy o wolności wyboru kierunku podróży.

3. Przy stabilnym (a w krajach zachodnich ujemnym) wzroście demograficznym ilość produktów przemysłowych powinna wzrastać powoli albo nawet spadać.

Jest to oczywista nieprawda:
Bez względu na przyczyny (np. szybko zmieniająca się moda powodująca szybkie „zużywanie się” dóbr) konsumpcja dóbr konsumpcyjnych nawet w krajach najwyższego dobrobytu stale rośnie. Można ten fakt oceniać jako konsumpcję nadmierną, ale jest ona faktem. Natomiast w krajach żyjących w niedostatku lub w nędzy konsumpcja powinna rosnąć przynajmniej do poziomu zaspokojenia potrzeb podstawowych, a nie ma żadnych podstaw do odmawiania prawa mieszkańcom tych krajów do konsumpcji na poziomi dobrobytu.
Nawet w krajach wysokorozwiniętych istnieją znaczne obszary niedostatku, a wyrównanie standardu życia warstw ubogich do poziomu dobrobytu wymaga zwiększenia produkcji dóbr znacznie przekraczającej ew. zmniejszenie nadmiernej konsumpcji warstw zamożnych.
Jednym słowem – osiągnięcie dobrobytu wymaga znacznego zwiększenia produkcji nawet w karach rozwiniętych, a w krajach niedorozwiniętych (4/5 świata) wymaga wielokrotnego zwiększenia produkcji.

4. Automatyzacja zmniejsza zapotrzebowanie na wysokie kwalifikacje pracowników i wysoką dyscyplinę pracy i jest zawsze bardziej opłacalna od ludzkiej siły roboczej.

Jest to oczywista nieprawda:
Automatyzację można wprowadzić tylko w części przemysłu poddającej się standaryzacji, ale o jej wprowadzeniu decyduje wiele czynników, np. to, że człowiek pewnych operacji nie jest w stanie wykonać wystarczająco precyzyjnie, albo ich wykonywanie jest niebezpieczne dla zdrowia. Podstawowym czynnikiem są jednak względy społeczne.
Największa na świecie fabryka produkująca w Chinach m.in. domowe ekspresy do kawy zatrudnia 17.000 młodych ludzi wykonujących mechaniczne, ogłupiające czynności. Ludzie ci są niewątpliwie w kategoriach europejskich eksploatowani, ale jedyną alternatywą jest ich pozostanie w zacofanych chińskich wsiach i cywilizacyjna wegetacja. Praca w zakładzie przemysłowym zmusza ich do aktywności, a przede wszystkim do nauki i opanowywania umiejętności, których nigdy w innych warunkach by nie opanowali. Być może wprowadzenie automatycznego montażu byłoby ekonomicznie bardziej opłacalne, ale 15.000 pracowników tej fabryki nie przeszłoby cywilizacyjnego awansu i nawet nie dowiedziałoby się o tym, że istnieje inny rodzaj pracy, niż obsługa motyki na polu ryżowym.

Mnożenie przykładów jest zbędne, ponieważ są one powszechnie znane.

 

JAKA JEST RZECZYWISTOŚĆ POSTINDUSTRIALNA

Rzeczywisty obraz świata, w którym powstała i realizowana jest w praktyce teoria deindustrializacji jest zupełnie inny, niż przedstawia to propaganda. Nawet w krajach najwyżej rozwiniętych istnieje ogromna sfera niedostatku, a nawet nędzy, a dominują one w skali globalnej. Osiągnięcie powszechnego dobrobytu umożliwiającego zaspokajanie potrzeb za pomocą dóbr materialnych oznacza znaczne zwiększenie konsumpcji nawet w krajach rozwiniętych, a zwiększenie wielo-, wielokrotne w krajach uboższych, a to wymaga takiego samego zwiększenia produkcji przemysłowej.

 

CZYM JEST DEINDUSTRIALIZACJA W RZECZYWISTOŚCI

To, co nazywamy deindustrializacją dotyczy tylko niewielu krajów i nie polega na likwidacji przemysłu zbędnego, ale na jego przeniesieniu do innych krajów, w których ludzie chcą jeszcze pracować i to za cenę znacznie niższą, niż ludzie w krajach deindustrializowanych.

 

JAKA SĄ PRZYCZYNY, CELE I SKUTKI DEINDUSTRIALIZACJI

Za pomocą rozdawnictwa można zdobyć poparcie społeczne i władzę polityczną.
Społeczeństwo nie jest jednak tworem abstrakcyjnym, ale składa się z pokoleń ludzi nabywających pewne nawyki i umiejętności, albo ich pozbawionych. Zaspokojenie potrzeb społecznych przez rozdawnictwo demobilizuje to społeczeństwo i powoduje, że kolejne pokolenia nie zdobywają kwalifikacji umożliwiających produkowanie dóbr koniecznych do zaspokajania potrzeb. W rezultacie rozdawnictwa postępuje obniżenie wykształcenia społeczeństwa i jego zdolności produkcyjnych. Społeczeństwo, które nie potrafi produkować chociażby w jednej dziedzinie nie ma towaru, które mogłoby sprzedać innym społeczeństwom, nie jest więc w stanie zarabiać i kupować inne potrzebne mu dobra. Oznacza to, że społeczeństwo takie prędzej czy później musi popaść w nędzę, a ponieważ samo nie potrafi zaspokoić własnych potrzeb, musi obrócić się przeciw władzy, która zapewniała rozdawnictwo. Rzecz w tym, że skuteczny opór władzy może stawić tylko społeczeństwo dobrze zorganizowane.

 

GRECKI PRZYKŁAD

Przykładem skutków rozdawnictwa zwiększającego społeczne roszczenia i prowadzącego do wewnętrznej deindustrializacji jest Grecja. Kryzys, który wybuchł w Grecji w 2009 r. polegał na tym, że państwo to nie było w stanie spłacać zaciąganych zagranicą długów, które przeznaczane były na konsumpcję a nie na inwestycje w sferę produkcyjną. Kryzys wybuchł, gdy ujawniono, że rząd grecki przekazuje do instytucji finansowych sfałszowane sprawozdania.
Najistotniejsze jest jednak to, że grecki minister gospodarki przyznał publicznie, iż Grecja nie jest w stanie spełnić wyznaczonych przez instytucje międzynarodowe warunków naprawczych, ponieważ nie posiada już przemysłu o wystarczającym potencjale i nie jest w stanie tego przemysłu odtworzyć, ponieważ w okresie nieuzasadnionej konsumpcji (rozdawnictwa) zlikwidowano szkolnictwo zawodowe i nawet gdyby znaleziono pieniądze na inwestycje, to nie ma już kadr potrafiących prowadzić konkurencyjną gospodarkę.
Charakterystyczne jest to, że protestujący na ulicach Grecy wcale nie domagali się likwidacji źródeł kryzysu, ale kontynuowania rozdawnictwa, odmawiając ograniczenia wydatków.
To jest kwintesencja problemu, który dopiero się rozpoczyna.

Ani w Stanach Zjednoczonych ani w Europie powodem rozpoczęcia procesu deindustrializacji nie były czynniki ekonomiczne. Oczywiście okolicznością sprzyjającą jego rozpoczęciu był fakt, że możliwe było przeniesienie produkcji do Chin, Indii i Azji południowo-wschodniej, dysponujących tanią siłą roboczą. Innym czynnikiem był brak przepisów dotyczących ochrony środowiska, umożliwiających budowę tam taniego przemysłu powodującego ekologiczną katastrofę, która nie dotyczyła ani USA ani Europy.
Jednak zasadniczy powód i cel były inne. Przeniesienie produkcji na Daleki Wschód umożliwiło państwom europejskim dwie operacje. Osiągnięcie tak ogromnych zysków wynikających z różnicy kosztów produkcji, że można było finansować rozdawnictwo zapewniające społeczne poparcie coraz mniej ambitnej części społeczeństwa. Rozbicie, deklasację i likwidację własnego proletariatu jako dobrze zorganizowanej siły społecznej stanowiącej potencjalne zagrożenie dla władzy i systemu. Były to jednak cele polityczne, a nie ekonomiczne i deindustrializacja była skutkiem coraz bardziej świadomych działań politycznych.

 

CHRONOLOGIA DEINDUSTRIALIZACJI

Pojęcie deindustrializacji pojawiło się w literaturze fachowej w latach 80-tych XX wieku (B. Bluestone, B. Harrison, The Deindustrialization of America: Plant Closings, Community Abandonment and the Dismantling of Basic Industry, Nowy York, 1982, A. Cairncross, 'What is deindustrialisation?, Londyn, 1982, R.E. Rowthorn, J.R. Wells, De-industrialisation and Foreign Trade, Cambridge, 1987), ale znacznie wcześniej pojawiło się ono pod nieco inna nazwą w dwóch przypadkach.

 

PLAN MORGENTAUA

W 1944 r. amerykański sekretarz stanu Henry Morgenthau opracował plan przemysłowego rozbrojenia (industrial disarmament) powojennych Niemiec, nazwany Planem Morgenthaua. Przewidywał on m.in. całkowitą demilitaryzację Niemiec, umiędzynarodowienie przemysłu wydobywczego (kopalnie) i likwidację przemysłu ciężkiego dla uniemożliwienia ich remilitaryzacji. Plan ten dotyczył – czego się nie zauważa – deindustrializacji Niemiec, ale nie aliantów, którzy w przyszłości mieli pełnić rolę nadzorców niemieckiej poprawności politycznej. Do realizacji planu nie doszło z różnych względów, przede wszystkim dlatego, że silne Niemcy potrzebne były jako zapora przeciw ekspansji komunistycznej Rosji, a od 1955 r. Niemcy zostały objęte Planem Marshalla, ale sama zasada deindustrializacji jako osłabienia państwa została sformułowana.

 

POSTINDUSTRIALIZM

Na przełomie lat 60-tych i 70-tych XX wieku pojawiła się koncepcja społeczeństwa postindustrialnego. W 1969 r. francuski socjolog Alain Touraine (1925) opublikował książę pt. La société post-industrielle (Społeczeństwo poprzemysłowe). Touraine od 1960 r. pracował w paryskiej École Pratique des Hautes Études, która w 1975 r. przekształcona została w École des hautes études en sciences sociales, skupiając francuskich neomarksistów. W 1973 r., amerykański socjolog Daniel Bell (1919-2011) wydał książkę pt. The Coming of Post-Industrial Society (Nadejście społeczeństwa poprzemysłowego), a pojęcie to często pojawia się również w pracy z 1973 r. austriackiego socjologa (księdza katolickiego zresztą) Ivana Illicha pt. Tools for Conviviality.
Słowo conviviality można przetłumaczyć jako „towarzyską fajność” albo „fajną towarzyskość” lub „biesiadność”, czyli przyjemne spędzanie czasu w kręgu przyjaciół. Wprawdzie w pracach Toureine’a i Bella pojawiały się futurologiczne opisy ekonomicznej rzeczywistości społeczeństwa przemysłowego z owym zanikiem przemysłu i powiększaniem sfery usług, ale książka Illicha znacznie lepiej tłumaczy sens i wskazuje źródła „postindustrialności”.
Dla porządku należy podkreślić, że samo to pojęcie – postindustrialność – zakłada zaistnienie fazy wcześniejszej, czyli deindustrializację. Mówimy przy tym o czasach, gdy przebrzmiewała już rewolucja kontrkulturowa i zaczynał się tzw. marsz przez instytucje.

 

HERBERT MARCUSE I WIELKA ODMOWA

Na początku lat 60-tych w Stanach Zjednoczonych, w Anglii, Francji i w Niemczech kształtowała się tzw. Nowa Lewica. Tworzyło ja nowe pokolenie marksistów, którzy odchodzili od klasycznego marksizmu terrorystycznego w kierunku marksizmu kulturowego. Było to środowisko wielonurtowe, skupione wokół takich postaci i ideologii jak Herbert Marcuse i teoria krytyczna, Cornelius Castoriadis i posttrockistowsko-libertariańska grupa Socialisme ou Barbarie, czy Guy Debord, Asger Jorn i grupa sytuacjonistów. Do środowiska tego należał również Michel Wieviorka (1946), uczeń wspomnianego już Alaine’a Touraine i twórca metody „interwencji społecznej” opartej na analizie subiektywnej racjonalności uczestników życia społecznego. Wśród tych nurtów najważniejsza była frankfurcka teoria krytyczna, a najbardziej wpływowym ideologiem stał się Herbert Marcuse, za względu na jego fanatyzm i skłonność do terroryzmu. Marcuse jako ideolog rewolucji seksualnej opublikował w 1964 r. książkę pt. Człowiek jednowymiarowy, w której przedstawił wizję społeczeństwa postindustrialnego i przedstawił uzasadnienie deindustrializacji.
Książka jest reedycją teorii krytycznej i powtórzeniem infantylnej wizji społeczeństwa przedstawionej we wcześniejszej książce pt. Eros i Cywilizacja. Zdaniem Marcusego automatyzacja produkcji zmniejszy konieczność pracy do absolutnego minimum, dzięki czemu ludzie będą mogli poświęcić się zaspokajaniu innych potrzeb, z potrzebami seksualnymi na czele. Jednym słowem już w 1955 r. Marcuse przedstawił społeczeństwo zwolnione z konieczności pracy i realizujące zasadę „conviviality” Illicha. Nowością Człowieka jednowymiarowego było stwierdzenie, że proletariat przemysłowy zintegrował się z systemem kapitalistycznym i go stabilizuje, a nowym proletariatem rewolucyjnym będą mniejszości społeczne, outsiderzy i radykalni intelektualiści. Metodą na osłabienie systemu miała być Wielka Odmowa (Große Verweigerung), czyli odmowa młodych ludzi w budowie kapitalizmu, realizowana przede wszystkim przez unikanie pracy. Stała się ona później hasłem rewolucji hipisowskiej.

 

PRACA JAKO NIESZCZĘŚCIE

Stygmatyzacja pracy jako kary za grzechy i świadectwo zniewolenia ma długą tradycję, ale podstawą ideologii stała się dopiero w marksizmie. To marksizm stworzył skojarzenie pracy wyłącznie z uciskiem i wyzyskiem, ponieważ na nim budował program radykalizacji proletariatu. Rodzący się w XIX wieku etos pracy był więc przez marksistów zwalczany (do czasu, gdy komuniści w Rosji zaczęli zmuszać ludzi do pracy siłą), a krytyka pracy uprawiana była przez niemal wszystkie „siły postępu”. Wymienić można chociażby: „Prawo do lenistwa” Paula Lafargue (zięcia Marksa) z 1883 r.. „Teorię klasy próżniaczej” Thorsteina Veblena z 1899 r., „Esej o darze” Marcela Maussa z 1924 r. i cała „ekonomikę darów”, „Pochwałę lenistwa” (In Praise of Idleness) Bertranda Russella (1872-1970) z 1935 r., czy całą filozofię lettrystów i sytuacjonistów, oraz dzieła Isidore Isou i Guy Deborda.
Chyba najaktualniejsze teoretyczne uzasadnienie zbędności pracy przedstawił w 1995 r. amerykański socjolog i ekonomista Jeremy Rifkin (1945) w książce pt. The End of Work: The Decline of the Global Labor Force and the Dawn of the Post-Market Era (Koniec pracy. Zanik globalnej siły roboczej i początek ery porynkowej). Rifkin twierdził w niej, że automatyzacja i rozwój technik informatycznych prowadzi do wzrostu bezrobocia, które jest wynikiem spadku zapotrzebowania na siłę roboczą i pracę. Rifkin przewidywał, że do 2010 r. w produkcji pracować będzie ok. 12% ludności świata, natomiast do 2020 r. odsetek ten spadnie do 2%.
Książka Rifkina zasługuje na krótki komentarz.

 

SPOŁECZEŃSTWO DOSTĘPU, CZYLI ABSURD RACJĄ INTELEKTUALISTY

Jeremy Rifkin nie jest ideologiem, występuje publicznie jako socjolog i ekonomista. Popularność zdobył jako twórca teorii „społeczeństwa dostępu” (access socjety), opublikowanej w książce z 2000 r. pt. Dostęp. Zanik własności.
W społeczeństwie dostępu istnieją dwa rodzaje dóbr. Jedne oferują producenci komercyjny i obrót nimi ma na celu zarabianie pieniędzy. Drugie tworzą ludzie i grupy w czasie wolnym od pracy i udostępniają bezpłatnie – przede wszystkim i Internecie. Celem jest obdarowywanie, dzielenie się, wyrażanie siebie i wyzwalanie kreatywności. W tym drugim świecie pojęcie własności traci sens. Wszystko jest wspólne, wszystko służy wszystkim.
W podtekście czytelna jest nuta posthipisowskiego infantylizmu w rodzaju „make love, not war”. Rifkin nie wdaje się w rozważania na temat, kto zajmie się wirtualną wywózką realnych śmieci i udrożnieniem zapchanej rury kanalizacyjnej. Naukowiec kreujący świat bezrozumnego wishfulthinking.

 

JAK WYGLĄDA RZECZYWISTOŚĆ

W książce z 1995 r. Rifkin snuł prognozy co do malejącego zatrudnienia w światowym przemyśle. Wg tych prognoz w 2010 r. „producenci” mieli stanowić ok. 12% populacji, co daje ok. 800 milionów ludzi. W 2020 r. wg prognoz demograficznych powinno to być ok. 160 mln ludzi. Tak więc każdy z producentów powinien produkować i odtwarzać dobra przemysłowe zużywane przez 50 konsumentów.
Na ma potrzeby cytować znanych danych o podziale światowego bogactwa. Wystarczy powiedzieć, że 1% wszystkich ludzi ma ponad połowę całego bogactwa zgromadzonego na ziemskim globie, a trzech najbogatszych ludzi na świecie dysponuje majątkiem równym majątkowi 48 najbiedniejszych krajów świata. Nikt nie potrafi powiedzieć, ilu ludzi na świecie nie ma ani jednej pary butów, własnego łóżka, ani własnej książki, nie mówiąc o samochodach, mieszkaniach i lodówkach.
Zdecydowana większość ludzi na świecie nie ma podstawowych dóbr przemysłowych służących do zaspokajania elementarnych potrzeb bytowych.
Po to, żeby umożliwić ludziom na całym świecie przekroczenie granicy nędzy i życie nie tyle nawet w dobrobycie, co w dostatku konieczne jest „wielokrotne zwielokrotnienie produkcji przemysłowej i to nie przez automatyzację i rozdawnictwo, ale przez nauczenie tych najbardziej potrzebujących ludzi pracy i umiejętności samodzielnego wytwarzania dóbr im potrzebnych.
Takie problemy nie mieszczą się w głowach takich ideologów deindustrializacji i proroków „końca pracy” jak Jeremy Rifkin i polityczni krytycy, nie wyobrażający sobie, że istnieje życie pozainternetowe.

 

DEINDUSTRIALIZACJA A DEPROLETARYZACJA

Dla rozwoju idei deindustrializacji decydujące znaczenie miała wspomniana książka Herberta Marcuse Człowiek jednowymiarowy, w której wskazał on na antyrewolucyjny charakter proletariatu przemysłowego. Proletariat okazał się nie niszczycielem, ale podporą systemu gospodarki rynkowej (celowo nie używam określenia kapitalizm, bo są to różne pojęcia).
Tym, co czyniło proletariat wrogiem komunistów był etos pracy, którego sens sprowadza się do szacunku dla pracy, usilnie przez lewicę deprecjonowanej. Rewolucja kontrkulturowa zaczęła się w okresie, gdy odbudowywano jeszcze zniszczenia wojenne, a Europa wspierana planem Marshalla realizował tzw. „cud gospodarczy”. Przemysł był podstawą odtwarzanego dobrobytu, nie mógł być więc likwidowany, tym bardziej, że istniała jeszcze klasa robotnicza, która tego przemysłu mogła bronić.
W 1955 r. ostatecznie zaniechano przemysłowego rozbrojenia Niemiec (Plan Morgentaua), ale Niemcy, w odróżnieniu od wielu innych państw zachodnich stracili w czasie wojny ok. 5 mln żołnierzy, czyli mężczyzn w wieku produkcyjnym. Dlatego już w 1955 r. Niemcy podpisały układ z Włochami o wpuszczeniu do Niemiec tzw. gastarbeiterów (zresztą pod naciskiem Włoch borykających się z bezrobociem (Włochy straciły tylko 240.000 żołnierzy).
W latach 1960-1968 podpisano dalszych osiem układów z Hiszpanią, Grecją, Turcją, Marokiem, Korea Południową, Portugalią, Tunezją i Jugosławią. Dzięki temu już w końcu lat 60-tych w Niemczech pracowały miliony cudzoziemców wykonujących za relatywnie niską płacę najcięższe i najbrudniejsze prace, wyręczając dorastające pokolenie coraz bardziej roszczeniowo nastawionej niemieckiej młodzieży, zniechęcanej do pracy przez propagandę Herberta Marcuse, sytuacjonistów i niemieckich aktywistów studenckich.
Znaczny udział w niemieckim przemyśle elementu obcego, wielonarodowego, żyjącego pod silną presją ekonomiczną i nie związanego z Niemcami i ich kulturą gwarantował coraz większe rozbicie proletariatu na wielonarodową część wyobcowaną i politycznie obojętną, oraz niemiecki nadzór techniczny, czyli nową wersję „rasy panów” (nawet jeśli na symbolicznym poziomie). Opisywane procesy zachodziły pół wieku temu i dzisiejsze problemy krajów Europy zachodniej są ich bezpośrednią konsekwencją. Już w końcu 70-lat w Niemczech na ścianach domów zaczęły pojawiać się napisy „Turken raus”.

 

HODOWLA PASOŻYTÓW

Niezależnie od absurdalności przekonania o tym, że automatyzacja i techniki informatyczne zwalniają ludzi z konieczności nieustannego wysiłku, miało ono wielki powab propagandowy i dawało lewicy tak znaczne poparcie społeczne, że w 1969 r. władzę w Niemczech przejęła „socjaldemokracja” (SPD), która tylko tym się różniła od ideowych komunistów, że już w 1959 r. ze swojego programu wykreśliła marksizm jako oficjalną doktrynę. Rządy SPD w latach 1969-1982 miały historyczne skutki nie tylko polityczne, ale przede wszystkim mentalne. To w latach 70-tych rozpoczął się wspomniany marsz przez instytucje, a w społeczeństwie eksploatującym tureckich i jugosłowiańskich niewolników utrwalało się przekonanie, że dobrobyt jest oczywistością. Lata 70-te to w Europie rozkwit lewicowego środowiska intelektualnego i intensywna praca ideologiczna służąca stworzeniu nowej formuły zarządzania społeczeństwem. Antykulturowe środowiska nie były wprawdzie liczne i stanowiły społeczny margines, ale w wyniku ww. marszu przez instytucje zaczynały opanowywać kluczowe pozycje kształtujące opinię publiczną – w mediach i środowisku akademickim. Jednym z najczęściej używanych ideologicznych „taranów” były – skądinąd słuszne – oskarżenia stawiane przez lewicę niemieckiemu społeczeństwo z powodu nierozliczenia nazistowskiej przeszłości. Wobec tych zarzutów opinia publiczna była bezradna i dzięki temu aktywiści lewicowi stosunkowo łatwo dominowali tzw. „publiczny dyskurs”. Ich wpływ był więc nieproporcjonalny do rzeczywistej liczebności. W rezultacie większość społeczeństwa poddawana była dzięki szkolnictwu i mediom nieustannemu praniu mózgów i tresurze w politycznej poprawności.
Narastające trudności gospodarcze budziły wprawdzie społeczne niezadowolenie, ale kierowało się ono przeciw gastarbeiterom, a w ostatecznym rozrachunku stabilność gwarantowało poczucie zagrożenia ze strony bloku wschodniego i bardzo skuteczne porównanie standardu życia w Europie zachodniej z siermiężnością realnego komunizmu, oglądanego z satysfakcją z platform widokowych ustawionych przy murze w Berlinie Zachodnim.

 

POWSTANIE I ZNACZENIE „SOLIDARNOŚCI”

Konieczność przeprowadzenia rzeczywistej deindustrializacji uświadomiło zachodniej lewicy powstanie polskiej Solidarności. Solidarność tak silnie związana była z bieżącymi wydarzeniami 1980 r. i obserwowana przez Polaków z tak bliska, że do dnia dzisiejszego jej znaczenia dla historii świata nie rozumieją nawet jej twórcy. Na czym to znaczenie polegało…
Znaczenie Solidarności dla Zachodu polegało na tym, że po dwudziestu latach lewicowej rewolucji kontrkulturowej i po ponad dekadzie rządów lewicy, gdy uznany przez neomarksistów za wsteczną siłę antyrewolucyjną zachodni proletariat został właściwie całkowicie spacyfikowany, w rządzonym również przez lewicę państwie komunistycznym powstała 10-milionowa organizacja, która oprócz początkowych roszczeń ekonomicznych sformułowała postulaty wolnościowe i godnościowe. Na I Zjeździe Solidarności w październiku 1981 r. uchwalono dwa ważne dokumenty.
Pierwszym była uchwała programowa, w której zawarto liczne nawiązania do papieskiej encykliki Laborem exercens. Podkreślono, że „Solidarność” jest dziedzictwem „niezależnych działań robotników, inteligencji i młodzieży, wysiłków Kościoła o przechowanie wartości, dziedzictwo wszystkich walk o godność ludzką w naszym kraju”. Było to – świadome, czy nie – nawiązanie do społecznej nauki Kościoła zapoczątkowanej przez Wilhelma Kettelera i Leona XIII encykliką Rerum Novarum.
Drugim było Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej popierające tworzenie niezależnych związków zawodowych. Ten drugi dokument spowodował oburzenie Kremla, ale i takie przerażenie na Zachodzie, że – o czym się zwykle nie pamięta – z wyjątkiem USA i Wielkiej Brytanii wszystkie zachodnie rządy, a szczególnie rząd niemiecki poparły wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Pomoc, jaka nadchodził do Polski pochodziła od osób prywatnych, związków zawodowych, organizacji społecznych i religijnych, ale nie od rządów. Niemiecki kanclerz socjalistyczny Helmut Schmidt uznał wprowadzenie stanu wojennego za czynnik „stabilizujący” i przywracający równowagę bloków w Europie (Schmidt doszedł do władzy po ustąpieniu poprzedniego socjalistycznego kanclerza Willy Brandta spowodowanym ujawnieniem, że jego osobisty sekretarz był agentem NRD-oweskiej Stasi (Służby bezpieczeństwa).

 

KOSZTY ZJEDNOCZENIA EUROPY

Nawet zawodowi historycy mają ograniczony dostęp do wiarygodnych informacji na temat kuchni bieżącej polityki międzynarodowej. Trudno więc ustalić dokładnie, jaki był związek toczącej się w Rosji tzw. pierestrojki, a przygotowaniami do zjednoczenia Europy. Faktem jest, że plan tego zjednoczenia opracował w połowie lat 80-tych włoski komunista Altiero Spinelli na podstawie napisanego jeszcze w czasie II wojny światowej Manifestu z Ventotene. Plan ten jako główny warunek zjednoczenia przyjmuje likwidację suwerennych państw narodowych w imię na nowo zdefiniowanego komunistycznego internacjonalizmu. Dla ideologów komunistycznej Europy było oczywiste, że zagrożeniem dla ich idei są niezależne państwa dysponujące samodzielnością gospodarczą i militarną. Dlatego również likwidacja armii narodowych znalazła się w programie Spinelliego.
Upadek muru berlińskiego (wypierający z europejskiej mitologii powstanie Solidarności) spowodował taki entuzjazm w obydwu likwidowanych blokach, że umożliwił ratyfikację w 1993 r. Traktatu z Maastricht (pomijając taki drobiazg, że trzeba było pacyfikować demonstrantów). Zrozumienie rzeczywistych konsekwencji federalizacji Europy pod wodzą komunistów było poza możliwościami ówczesnych społeczeństw, ponieważ główną rolę w kształtowaniu jej świadomości przejmowali w naturalny sposób intelektualiści i dziennikarze lewicowi, którym ta idea była bliska. Marsz lewicy przez europejskie instytucje (szczególnie akademickie) nabrał przyspieszenia właśnie w latach 90-tych, ponieważ jej usługi były nieocenione.
W propagandzie dominowały dwa elementy. Pierwszym była obligatoryjna frazeologia lewicowej miłości i pokoju, szczególnie między Zachodem a demokratyzująca się Rosją (owoce zbiera dzisiaj Ukraina pod patronatem Niemiec i Francji). Drugim była komplementarna wizja pasożytnictwa systemowego. Jedno jej oblicze prezentowano społeczeństwom Europy komunistycznej, obiecując, że udział w zjednoczonej Europie i podporządkowanie własnego rozwoju programom europejskich banków otworzy przed nią niewyczerpane źródła unijnych funduszy. Jednym słowem – dobrobyt zrobi się sam, a raczej zostanie podarowany przez zjednoczoną Europę. Druga była prezentowana młodzieży zachodniej, której tworzenie całkowicie nowej, ponadnarodowej administracji unijnej otwierało nieograniczone możliwości awansu ekonomicznego i społecznego, za cenę jedynie całkowitej poprawności politycznej. Młodzieży zachodniej nie można było zresztą przedstawić innej wizji awansu, ponieważ w latach 90-tych wchodziło na rynek pracy kolejne pokolenie aktywistów antykultury, które nie posiadało już żadnego użytecznego wykształcenia, poza umiejętnością prowadzenia propagandy (czyli dokładnie tego, do czego było kształcone).

 

ANALFABETYZACJA

Przykładu upadku wykształcenia zawodowego w Europie zachodniej dostarcza niemiecki rynek pracy. Kilka lat temu (przy stanie wysokiego bezrobocia) ogłoszono, że gospodarka niemiecka (jedyna, której nie poddano deindustrializacji) zgłasza zapotrzebowanie na znaczną liczbę informatyków. Oferta skierowana była wprost do Polaków, ponieważ polscy programiści mają podobno na świecie bardzo dobrą markę. Niemieckie społeczeństwo (prawie trzy razy liczniejsze od polskiego), nie było już w stanie wykształcić programistów, chociaż zapewne większość młodych Niemców potrafi obslugiwać dowolny model Playstation.

 

CO UMOŻLIWIA FINANSOWANIE NOWEJ GENERACJI PASOŻYTÓW

Nawet bardzo bogate państwa wyczerpują w końcu swoje rezerwy, jeśli zużywane są one na finansowanie działalności czysto usługowej (potraktujmy propagandę jako rodzaj usługi), administracyjnej, lub na różnie uzasadniane rozdawnictwo, które sprowadza się do znanego od starożytności mechanizmu kupowania poparcia politycznego. Nowym źródłem dochodów stała się dla państw wysokouprzemysłowionych (USA i Europa zachodnia) eksploatacja taniej siły roboczej w państwach Dalekiego Wschodu.
Przeniesienie produkcji do Azji umożliwiło rozwiązanie kilku problemów jednocześnie, chociaż tylko na pewien czas.
Pierwszy to ostateczna likwidacja bazy przemysłowej dla własnego proletariatu, który zawsze stanowi znaczną siłę społeczna zdolną do zorganizowanego buntu. Żaden Internet i żaden fejsbuk nie zastąpi pod tym względem zakładu pracy, w którym proletariat może się spotkać i który sam w sobie stanowi istotna dla gospodarki bazę produkcyjną.
Drugi to możliwość prowadzenia produkcji bez przestrzegania norm ochrony środowiska przy całkowicie świadomej akceptacji faktu, że taka produkcja prowadzi do katastrofy ekologicznej w kolonizowanych krajach. Filmy o stanie środowiska w Chinach dostępne są na YouTube.
Trzecia to możliwość eksploatacji milionów ludzi pracujących pilnie w państwach azjatyckich za pieniądze, po które przeciętny Europejczyk nawet się nie schyli. Różnica w płacach i kosztach produkcji jest tak znaczna, a zyski osiągane przez państwa europejskie ze sprzedaży wschodnich produktów tak ogromne, że można z nich finansować cały społeczny aparat świadczący sobie wzajemnie najróżniejsze „usługi”.
W Stanach Zjednoczonych sprzedaje się rocznie kilkadziesiąt milionów telefonów komórkowych, ale nie ma tam w ogóle produkcji telefonów. W ostatnim kwartale 2014 r. na świecie sprzedano prawie 75 milionów iPhone’ów, ale wyprodukował je założony w 1974 r. tajwański gigant Foxconn, zatrudniający setki tysięcy pracowników. Kiedy w 2010 r. wybuchł skandal z związku ze zdarzającymi się w Foxconnie samobójstwami pracowników Steve Jobs wziął w obronę firmę twierdzą, że warunki pracy są tak dobre, a liczba samobójstw jest niższa niż chińska średnia. I - obiektywnie rzecz biorąc – miał rację. W innych chińskich zakładach liczba samobójstw jest wyższa.
Steve Jobs – człowiek do bólu inteligentny – pozostaje idolem europejskich i amerykańskich beneficjentów postępującej deindustrializacji.

 

REINDUSTRIALIZACJA

Chiny, Indie i Azja południowowschodnia były przez wieki potęgami produkcyjnymi. Regiony te przeżyły upadek produkcji w okresie kolonizacji. Po odzyskaniu niepodległości państwa te rozpoczęły proces reindustrializacji, wykorzystując koniunkturę, jaką stwarza samobójcza polityka deindustrializacji Europy i USA. W ciągu ostatnich trzech dekad udział tych regionów w globalnym PKB wzrósł wielokrotnie. Celem reindustrializacji jest ożywienie własnej gospodarki, podniesienie wykształcenia ludności, odzyskanie samodzielności i samowystarczalności gospodarczej i obronnej.
W 1984 r. chiński przywódca Deng-Xiaoping pisał:
„Czym jest socjalizm, a czym jest marksizm? W przeszłości nie mieliśmy co do tego jasności. Mówiliśmy sobie, że socjalizm jest pierwszym krokiem do komunizmu, w którym każdy może żyć już nie według swoich możliwości, ale według potrzeb. To jednak wymaga wysoko rozwiniętych sił produkcyjnych i ogromnej nadwyżki materialnego dobrobytu. Dlatego na pierwszym etapie socjalizmu najważniejszym zadaniem jest zwiększanie produktywności systemu. /…/ Naszym błędem przy zakładaniu Ludowej Republiki było poświęcanie zbyt małej uwagi produktywności. Socjalizm oznacza likwidację biedy. Masowa bieda nie ma nic wspólnego z socjalizmem, a tym bardziej z komunizmem”.
Chiński komunista miał na myśli zwiększanie własnej, to jest chińskiej produktywności. Europejscy deindustrializatorzy chcą własny dobrobyt budować na produktywności chińskiej, indyjskiej, tajwańskiej, oraz gastarbeiterów z Polski i innych krajów komunistycznych.
Polscy deindustrializatory mogą liczyć wyłącznie na europejskie datki.

 

O deindustrializacji "odgórnej" jako metodzie niszczenia konkurencji i ekonomicznej kolonizacji krajów sąsiednich napiszę przy innej okazji.

 

 

 

 

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ

formularz wkrótce...